Po bardzo krótkiej lecz w niektórych okresach bardzo intensywnej zimie, nastąpił okres przed wiosenny,który karpiarze starają się wykorzystać na ile im czas pozwoli, gdyż już nie mogą wytrzymać w swoich czterech ścianach przy komputerze śledząc kolegów i ich połowy na portalach społecznościowych.
U mnie było bardzo podobnie, jako że mieszkam na północy polski gdzie wiosna przychodzi później, kolega z południa wydzwaniał do mnie co parę dni opowiadając jakie to odjazdy nie miał-no ile można wytrzymać ?
Razem z tatą postanowiliśmy poczekać jeszcze jeden weekend żeby wykulać trochę świeżych kulasów a następnie wybrać się nad wodę gdzie co roku rozpoczynamy sezon. Do samej zasiadki nie było pewne czy pojedziemy ze względów zdrowotnych i nie tylko, po prostu wszystko było na nie, ale w końcu podjęliśmy decyzję, że jedziemy już w piątek rano ale tylko do soboty wieczora, trochę kilometrów do pokonania, które minęły dość szybko a następnie szybkie przywitanie z właścicielką wody, która spytała się czemu już męczymy te biedne ryby ? Odpowiedzi chyba Ta pani nie oczekiwała bo była banalnie prosta. Razem z tatą wybraliśmy nasze ulubione miejsce pomimo, że nie opłacało się rozkładać i przenosić graty kawał drogi na tak krótką zasiadkę ale wolimy się trochę pomęczyć i siedzieć tam gdzie lubimy niż siedzieć na miejscówce gdzie po prostu jest brzydko.
Taktyka na tą wodę jest prosta, duża populacja karpia i to w małych rozmiarach więc każdy pomyśli żeby zrobić taktykę selektywną ale pierwsza zasiadka na tym nie polega, zastosowaliśmy drobny pelet szybko pracujący oraz drobne ziarno w postaci pszenicy połączonej z zanętą sypką i drobnym peletem, wszystkie zestawy wywoziliśmy łódką zdalnie sterowaną na średnią głębokość gdyż karpie jeszcze nie zdążyły wejść na płytsze partie wody, taktyka okazała się strzałem w dziesiątkę gdyż do pierwszego wieczora jeden komplet akumulatorów już odpoczywał po pracy, ciekawostką jest ,że robi on 24 wywózki po 100m więc brań było bardzo dużo ale ryby do okazów nie należały.
Samym wieczorem nadeszła pierwsza wiosenna burza co nas bardzo zdziwiło, wszędzie jasno jak w dzień, razem z tatą patrzyliśmy na ludzi rozkładających się w tej burzy z myślą, że choć raz to nie my...
W nocy poczułem nachodzący chłód na rozgrzany śpiwór, z samego rana postanowiłem wstać, ponieważ lubię poobserwować żerujące karpie, szybko stwierdziłem po zmarzniętej trawie i podbieraku, że odwiedził nas mały mróz.
Spławy karpi zaobserwowałem nad samymi zestawami ale brań nie było, postanowiłem obudzić tatę i powywozić zestawy od nowa żeby zrobić mały ruch na wodzie, od dłuższego czasu nic się nie dzieje, w odwiedziny przyszedł kuzyn,który siedział nie daleko, w tym momencie następuje branie u taty, kilka sekund później branie na drugim kiju taty więc zacinam ja, ale spoglądam na swoje wędki i widzę pas bąbli idący w stronę mojego zestawu i przy holu dwóch karpi nagle szczytówka mojej wędki zadrgała i pojechał trzeci zestaw, który zaciął kuzyn, wszystkie trzy ryby wyjęliśmy a kuzyn stwierdził, że wraca do siebie bo musi zadziałać i pokombinować z zestawami co później przyniosło mu upragniony efekt.
Zabawa trwała może jeszcze z godzinę ale drugi komplet akumulatorów odmówił posłuszeństwa i jako, że mamy miękkie kije nie dorzucaliśmy do bytowania karpi.Postanowiliśmy powoli się zwijać i odwiedzić kolegów, z którymi zaplanowaliśmy to rozpoczęcie, w trakcie rozmów na centralce mam odjazd więc pobiegłem w kombinezonie i ciężkich zimowych butach, był to nie lada wyczyn, przy samych wędkach myślałem, że wypluję płuca ale karp ciągle jechał i przypominał o sobie, szybki i sprawny hol a następnie wypuszczenie karpika, w tedy postanowiliśmy dokończyć pakowanie, które zakończyło rozpoczęcie sezonu w roku 2014. Brania następowały na pelet Arctic Krill+mała sztuczna kukurydzka a do wszystkiego podpięty mały woreczek z gejzerem o tym samym smaku co pelet.